Dziś byliśmy nad rzeczką z Rafikim
To co się tam działo to mistrzostwo świata i okolic. Ja zawitałem gdzieś 5:30 Rafał już na mnie czekał. Docieramy na pierwszą miejscówkę w której jakiś spinningista mielił już wodę jakiś czas. Krótka wymiana spostrzeżeń, nieznajomy kolega dał sobie spokój i poszedł a my ustawiliśmy się niemalże ramie w ramie. Kilka minut, kilka zmian dekoracji na końcu zestawu i się zaczyna
Luźna gadka, śmiechy opowieści i zakładam niezawodną gumę którą wyłowiłem z Zalewowego zaczepu. Rzut i w trakcie gdy moja przynęta ląduje w wodzie Rafał wyciąga na brzeg Sandaczyka... Nic to, spojrzałem na niego i łup siedzi i u mnie, sikut to sikut ale mamy dublet
Rybki w wodzie i rzucamy dalej, kolejna zmiana dekoracji i nie co większa gramatura główki i znowu mam branie. Hamulec zagrał przez sekundę i pusto, po kilku rzutach branie na półce na przeciwległym brzegu u Rafała, niestety też puste. Ryby pokłute, zamieszanie w wodzie i miejscówka spalona... Idziemy dalej. Dotarłem na drugą miejscówkę jako pierwszy i ciskam. Kompan dotarł do mnie i tu cytuję "Ku*@#a, gdzie Ty rzucasz. Nie tu, patrz" i rzucił metr obok mnie. Jeszcze nie zdążył zamknąć kabłąka i nagle jeb! z pierwszego opadu uderzenie, widać było tylko na plecionce. Doświadczony życiem wędkarz postanowił nie zacinać i spokojnie zwinął zestaw. Drugi rzut i mówi "Patrz". Kabłąk zamknięty opad i JEB! znowu plecionka nagięła się jak struna, zacinka w tempo i siedzi... Niestety Sandacz bliski wymiaru lub nawet wymiarowy spina się.
Rafał zna tą rzekę jak własną kieszeń, lub ma niezłego farta. Martwiła nas tylko nieobecność lub brak aktywności innych drapieżników.
Okazów nie było ale na lekko ponad 2 godziny to i tak działo się więcej niż czasami przez kilka tygodni.